środa, 15 maja 2013

Relacja z półfinału BlogerChef w Bielsku-Białej

"Uśmiech to podstawa, gdy zaczyna się zabawa" - taką wróżbę wyciągnął jeden z jurorów i można powiedzieć, że było to chyba moje hasło przewodnie na konkursie BlogerChef. Cel: dobrze się bawić, gotując bez stresu w towarzystwie innych blogerów. W stu procentach osiągnięty. Konkurs okazał się świetną platformą wymiany doświadczeń - dla osoby takiej jak ja, która nie ukończyła żadnych szkół  gastronomicznych była to prawdziwa szkoła gotowania. Zaczynając od lekcji pierwszej pt. "O Boże, jak Ty kroisz? Przecież palce sobie potniesz" z ust jednego z jurorów :) Teraz intensywnie pracuję nad zmianą mojego stylu obsługi noża ;)

fot. BlogerChef

Jest to pierwszy tego typu konkurs kulinarny dla blogerów. Tym bardziej cieszę się, że udało mi się zakwalifikować do jednego z półfinałów. Spotkanie rozpoczął wykład późnym popołudniem, a ponieważ uczęszczanie na wykłady już w czasie studiów nie wychodziło mi najlepiej, to chyba w tym przypadku mój szósty zmysł się odezwał, bo spóźniłam się akurat na prelekcje ;) Do restauracji Mirka Drewniaka (Dworek New Restaurant) dotarłam godzinę po czasie i od razu dostałam "różową kartkę" od samego Prezesa ;) Ale na własnej skórze przekonałam się, że drogi w Polsce nadal się budują. 

Organizatorzy konkursu przygotowali dla zaproszonych gości szereg atrakcji. Po wspomnianych prelekcjach odbyły się pokazy kulinarne - najpierw Mirek Drewniak pokazywał nam jak proste, szybkie i pyszne mogą być dania z woka, następnie Maciej Baniak dosłownie oczarował nas swoim sushi. I mam tu na myśli zarówno to, jak pięknie "zawijał je w te sreberka", jak i sam smak wyczarowanych przez niego potraw. I cierpliwość. Bo wszyscy chcieliśmy kolejną porcję... i kolejną... i kolejną. 

fot. BlogerChef

Wieczór zakończyła kolacja w pięknej sali restauracyjnej, gdzie idealnie łączy się to co "stare" z tym, co nowoczesne. Największą dla mnie atrakcją była możliwość wejścia do kuchni i zobaczenia na własne oczy, jak w ekspresowym tempie został wydany posiłek dla naszej 50-osobowej grupy! I choć wizyta w kuchni była bardzo krótka, to nie byłam jeszcze świadoma, że następnego dnia będzie mi dane bliżej się z nią zaprzyjaźnić ;)

fot. BlogerChef

Rano przystąpiliśmy do konkursu. Losowanie drużyn, kosmicznie trudny test z wiedzy o kuchni azjatyckiej i wreszcie gotowanie naszych potraw. Mój "team" - Ania, Gosia i Bernadeta był naprawdę świetny! Dziewczyny spisały się na medal (jak się później okazało Gosia zajęła pierwsze miejsce, a Ania drugie, więc nie było innej opcji!:D). Gotowałyśmy polędwicę z ananasem i kiełkami fasoli mung oraz chińskie ciasteczka z wróżbą. O ile z polędwicą poszło gładko - Gosia z Bernadetą zrobiły ją prawie bez mojej ingerencji, o tyle z ciasteczkami miałyśmy koszmarne przejścia! Najpierw cała ekipa intensywnie poszukiwała blaszki o rozmiarach pasujących do naszych "konkursowych" piekarników. 
W końcu Ania dzielnie walczyła z moimi ciachami w gorącej, restauracyjnej kuchni, a ja ciągle ganiałam do dziewczyn i do kuchni. A to przypomniałam sobie, że trzeba wstawić ryż, a to że można już smażyć mięso. Albo, że kolejna porcja ciastek nie wyjdzie, bo w restauracyjnym piekarniku jest przecież włączony termoobieg :D 

Walczymy w kuchni - fot. BlogerChef

Bardzo przepraszam panie zmywające za ilość blaszek, które ufajdałyśmy. I wszystkich panów, którzy przestraszyli się, gdy wbiegałam do różnych pomieszczeń w poszukiwaniu wyjścia z kuchennego labiryntu :D Ostatecznie udało się podać jurorom ostatnią porcję ciastek, choć nie zdążyły się przyrumienić tak ładnie jak należy. Również polędwica została podana na czas, choć mało brakowało, a zapomniałabym o ryżu :) 

Być może wynikało to z tego, że nie było prawie czasu na picie "normalnej kawy" :)
- fot. BlogerChef

Dziękuję organizatorom i wszystkim uczestnikom za świetną zabawę. Bardzo się cieszę, że mogłam Was wszystkich poznać i mam nadzieję, że będą jeszcze kolejne okazje do spotkań! 

Szef w akcji :) - fot. BlogerChef

A tu wszyscy rzucają się na efekty jego pracy, załapanie się na resztki to było wyzwanie :) - fot. BlogerChef
Gotujemy ostatnią potrawę, widać już zmęczenie, ale w rzeczywistości uśmiech nie schodził z twarzy - zdjęcie własne

3 komentarze:

  1. Fajna zabawa zawsze na pierwszym miejscu, a wynika z Twojej relacji, że tak było. Pozdrawiam serdecznie:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobry z nas team! Mogę z Tobą jeździć na konkursy!

    OdpowiedzUsuń
  3. "Uśmiech to podstawa, gdy zaczyna się zabawa" - masz rację, cieszę się, że poznałysmy się i to w takich okolicznościach :)

    OdpowiedzUsuń

Wypróbowałeś przepis? Zostaw komentarz, daj znać mi i innym Czytelnikom, co sądzisz :) Dziękuję!